Siedzę tak sobie na ławce w parku. Dzieciaki moje osobiste dokazują z innymi na placu zabaw.
Wystawiam dzióba do słońca delektując się jesienią.
Siedzę, ślepia mam zamknięte i tak słucham .
'Przyszliśmy tu na 5 minut, wiec baw się szybko i wychodzimy'- Otwieram jedno oko by sprawdzić kto jest autorką tak wspaniałego pomysłu. Mija mnie wysoka, szczupła czarnula (chodzi mi o włosy) w świetnie skrojonej garsonce, na niebotycznych szpilach. Na jedno ramie ma przerzucony tornister,w ręku futerał (ze skrzypcami jak się domyślam)... za nią drepce drobniutka 7 latka i nerwowo spogląda na wszystkie atrakcje, jakby w myślach selekcjonowała na co jej starczy czasu, a na co nie.
Jak otwarłam już jedno, to otworze i drugie oko, coby zlokalizować swą dziatwę, pomyślałam.
Są..... graja w piłkarzyki kasztanem.
Dziób znów do słońca.
' Jasiu, Jasiu, nie biegaj tak szybko bo się spocisz! ' , 'Jasiu, no proszę Cię!' ,' Jasiek słyszysz?'
'Jasiek! wracaj natychmiast bo Ci skórę złoję,zobaczysz !'
Wrzask babci był tak jazgoczący ,że powieki same podniosły mi się automatycznie.
Patrzę ,a tu starsza Pani próbuje dogonić rozentuzjazmowanego, pulchnego przedszkolaka , który spotkał swoich kolegów z przedszkola i próbował przyłączyć się do zabawy w berka. Zapomniałam dodać,że w słońcu było ok 24 stopni ,a on był okutany w polar, kamizelę, czapkę, rękawice. Miał purpurowe policzki, a po skroniach ciekły mu stróżki potu...
'Mamo !!! pomożesz mi na rurze' dobiegł nagle głos mojej córci.
Jej starszy brat zjeżdżał już samodzielnie na rurze imitującej strażacką,a córcia potrzebowała jeszcze asekuracji dorosłego.
Córcia zjeżdżała chyba piąty raz gdy obok do drabinki podbiegł dwu/trzylatek. Próbował usilnie wgramolić się na kolejne szczebelki.
'Oj nie synku,ty nie dasz rady, jesteś za mały'- powiedziała słodko mamusia i próbowała odciągnąć chłopczyka od drabinek.Synek jednak nie dawał za wygraną i chciał koniecznie spróbować wspiąć się jak starsi koledzy. Niestety mamusi nie na długo starczyło cierpliwości.W końcu poirytowana wcisnęła dziecku smoczek do buzi,dziecko do wózka i pojechała.
W tej samej chwili widzę elegancką czarnulę ciągnącą za rękę swoją córkę:
'To były nowe rajtuzki!..jak mogłaś!???? '
Wróciliśmy do domu, dzieci wykąpane czytają z tatą bajki. A ja siedzę w kuchni z gorącą herbatką, analizuje dzisiejsze wyjście do parku i nie mogę zrozumieć:
Chcemy, żeby nasze dzieci były przebojowe, kreatywne, świetnie radziły sobie w życiu.Chcemy żeby były geniuszami, bystrzakami i Bóg wie czym tam jeszcze...
Więc dlaczego od małego zabijamy w nich poczucie własnej wartości, ograniczamy, wzbudzamy leki i poczucie winy ?
Kiedy dorośli zawłaszczają dzieciństwo, pozbawiają swoje dzieci rzeczy, które nadają ludzkiemu życiu charakter i sens – małych przygód, obdartych kolan, tajemnych wypraw, drobnych wpadek , potarganych spodni , momentów samotności czy nawet nudy”.
Trochę wolności i szczypta zaufania
oto recepta na udane dzieciństwo
Pozdrawiam cieplutko AgaTaKa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz